niedziela, 12 lutego 2012

Nasze tłuste tradycje staropolskie...post ze specjalną dedykacją- Adze S.



Ponoć z przyjaciółmi i rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu..Moi znajomi są na szczęście zupełnym zaprzeczeniem tegoż powiedzenia.
Jak to w życiu bywa, nie mamy ostatecznego wpływu na dobór znajomych. Każdy socjolog, choćby ten zaoczny powie, że na nasze życie ma wpływ nasze otoczenie, miejsce, w którym się urodziliśmy, czasy, w których żyliśmy i żyjemy, ludzie, którymi się otaczamy, począwszy od przedszkola, na domu spokojnej jesieni skończywszy. A co z naszą wolą? Ano, nasza ciekawość życia, chęć zmian, umiejętność dostosowania się do sytuacji i asertywność, słowo, którego do końca nigdy nie pojmę, maja pewien nieznaczny wpływ na nasze życie. I tak, unoszeni falą naszej społeczności, pod wpływem naszych życiowych wyborów możemy poznać albo Cześka pod sklepem albo Cezarego w biurze maklerskim. Choć z reguły jedno i drugie. Poplotkować z panią Elą z mięsnego lub z panią Elizą w salonie SPA. Zawrzeć znajomość z panem Wackiem, który kładzie u naszych znajomych kafle lub z panem Wiktorem na spotkaniu rady zarządu. Każdy z tych ludzi jest nam w jakiś sposób do czegoś potrzebny, jak to już bywa w społeczności ludzkiej.
Każdy z nich posiada umiejętności i pakiet zachowań, który uzupełnia nam nasze braki, powodując, ze nabieramy świadomości własnego jestestwa, swojego miejsca na tym padole oraz ukierunkowujemy się na określone cele w życiu.
Po cholerę ten wywód?
Ano, taki wstęp do tego, ze przez moje życie przewinęła się masa ludzi z tak wielu skrajnych środowisk, jednocześnie doskonale do siebie dopasowanych. Ludzi szczególnych, szalonych, ekscentrycznych, zbzikowanych. Tych, którzy za skorupą nudziarzy, skrzętnie chowali swoje prawdziwe oblicze niezłego aparata.

Dzisiejszy post dedykuje największej aparatce świata, mojej ulubionej koleżance Agnieszce S-:). Do reszty znajomych nawiąże w kolejnych postach, o ile mnie za to wcześniej nie ubiją.
Pomijając powyższe dywagacje, do których niebawem nawiąże, wczoraj był tłusty czwartek, zapusty. Tłusty Czwartek rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. Dawniej był początkiem tzw. Tłustego Tygodnia i wstępem wielkich zabaw i bali. Najhuczniej bawiono się ostatniego dnia "Zapustów", były: polowania, kuligi, uczty i biesiady. Zabawy szlachciców były inne niż chłopskie. Te drugie w odróżnieniu od eleganckich balów, których uczestnicy mieli na twarzach maski, cechowało większe równouprawnienie i swojski klimat.
 Karczmy i gospody rozbrzmiewały głośną muzyką, przy której tańcowano. Każdy chłop - nawet najbiedniejszy wydawał czasem ostatni grosz, a nawet się zapożyczał. Zdarzały się przypadki, gdy w radosnej zabawie uczestniczyły tylko kobiety. Wszystkie tańczyły jak najwyżej, ponieważ miało to zapewnić urodzaj lnu i konopi. Bawiły się też w kółku uważając by do ich grona nie dostała się jakaś panna. Gdyby tak się stało pozostałe musiałyby jej zrobić czepiec ze słomy, w którym pozostałaby do końca.
Kolejnym zwyczajem sięgającym czasów rzymskich były popularne pączki. Ostatnie dni karnawału w starożytnej Italii uważano za czas zabawy i obfitego jedzenia i picia. Wszyscy spożywali tłuste potrawy a szczególnie wspomniane pączki. W Polsce zaczęto je smażyć w XVI wieku i nie przypominały obecnych. Pieczono je z chlebowego ciasta nadziewanego słoniną i smażono na smalcu. Najpierw pojawiły się na stołach mieszczańskich. Dopiero później przybrały postać racuchów, blin, pampuchów a cukiernicy XVII i XVIII wieku zaczęli się nimi i chrustem chlubić. 

 CHRUST AGNIESZKI S-:))))) STAROPOLSKI ALE BEZ TŁUCZENIA WAŁKIEM

  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 4 żółtka
  • jajko
  • kilka 5-6 łyżek gęstej śmietany 30%
  • odrobina soli
  • łyżka spirytusu lub octu spirytusowego
  • cukier puder
  • frytura
 Mąkę mieszamy z resztą składników, oprócz cukru pudru i zagniatamy lśniące ciasto. Dzielimy na 3 lub 4 części, jedna z nich wałkujemy na grubość ok. 2-3 mm, resztę nakrywamy ściereczką, żeby nie wyschło. Rozwałkowane, kroimy w pasy ok 3 centymetrowe, na długość około 10 cm, nacinamy na środku  i przewlekamy koniec paska przez nacięcie-:)). Smażymy w rozgrzanej fryturze na złoto i posypujemy pudrem.



 Ze zdjęciem powyżej, które jest autorstwa powyższej wariatki, Agnieszki S, były niejakie problemy. Fawory bowiem za nic nie chciały przystąpić do sesji. Poniżej pierwsza wersja ich portfolio, wysłana do mnie kilka godzin wcześniej i opatrzona podpisem: ZEŻARLI!!!!!!!!!!!!!! NIE BYŁO MNIE I ZEŻARLI!!!!



W pierwszej chwili pomyślałam, ze bezwstydnica rzuciła palenie, do czego i mnie namawia ale nie, to była pusta salaterka po faworach-:)

PĄCZKI HISZPAŃSKIE AGNIESZKI S...

Pączki hiszpańskie, czy jak gdzie indziej się przyjęło mówić gniazdka lub wiedeńskie to prosty deser z parzonego ciasta.
  • 20 dag mąki
  • 10 dag masła
  • 4 jajka
  • szczypta soli
  • olej, frytura 
  • szklanka wody
W rondlu zagotowujemy wodę z masłem a kiedy się rozpuści wsypujemy całą mąkę naraz i mieszamy aż ciasto będzie gładkie, odstające od brzegów. Zestawiamy z ognia i przestudzamy a następnie wbijamy po jednym jaja, miksując lub dokładnie ucierając. Ja dodaję do mąki pół łyżeczki proszku do pieczenia, ładniej rosną.
Przekładamy do szprycy. Rozgrzewamy fryturę. Papier do pieczenia tniemy na kawałki około 10 cm- kwadraty-:)). Na każdym kawałku robimy szprycą gniazdko z ciasta i wkładamy papierem do góry do rozgrzanej frytury. Po 2 min papier odklejamy, łatwo odłazi-:)) i przekręcamy hiszpana na druga stronę. I już. Proste pączki z ciasta ptysiowego. Bez drożdży, szybkie, smak z dzieciństwa dla większości z nas.



Powyższe zdjęcie pochodzi również z atelier Agnieszki S. Długie godziny trwało ustalanie, jak ma wyglądać foto pod względem estetyki i prezentacji produktu. Efekt, jak na załączonym obrazku. Kochana Aga nawet zielsko jakoweś znalazła [w zimie] i talerzyk przyozdobiła. Co to za zielsko, nie potrafiłam informacji wydobyć. Cóż, każdy artysta ma swoje tajemnice.  

Ostatni tydzień karnawału w staropolskiej wsi to również tzw. mięso-pusty. Jako że pora roku zbytnio sprzyjająca to nie była i nie jest, przetwarzano różnego rodzaju gorsze rodzaje mięsa, sadła, słoniny, podroby, głównie z dziczyzny...
Jestem zdeklarowanym mięsożercą. Niestety. Na wszelkiego rodzaju chabaziach tyję lub mam problemy natury wewnętrznej. I uwielbiam podroby, no może oprócz płucek, które nie zadowalają ze strony estetycznej mojej nieodpartej chęci zeżarcia mięsa. 
Kilka dni temu pisze do Agnieszki S. Po wymianie powitalnych uprzejmości, typu: gdzieś była małpo, ty bawole bagienny ile można czekać i odczytaniu poematów na swój temat na tablicy, w typie: gdzie jesteś, chlasz czy cuś.....przeszłyśmy do dyskusji na temat obiadu. 
A u Agi królowały pierożki!!!!!
Trzy rodzaje nadzienia ale mnie zainteresowały te mięsne oczywiście. Po, jak wspomniałam wcześniej, wymianie uprzejmości powitalnych, nastąpiły dwa rozkazy do natychmiastowego wykonania: leć szybko rób foto!!!!! i dawaj przepis!!!!
Próbowała mnie uspokoić, że mąż i dzieci wiedzą, ze pierogi przed pochłonięciem muszą mieć sesję ale byłam nieubłagana. I zaginęła w akcji. Po kilku godzinach oczekiwania, zastanawiając się już nawet nad Interpolem, ujrzałam na czacie syna Agi S. I otrzymałam informację, że mama obfotografowała na wszelki wypadek wszystko co było w lodówce, co by mieć spokój ze mną na kilka dni do przodu.

PIEROŻKI Z PODROBAMI AGNIESZKI S.

  • ciasto na pierogi [podawałam już wcześniej]
  • 30 dag serduszek drobiowych
  • 30 dag płucek
  • 30 dag żołądków drobiowych
  • 30 dag wątróbki
  • 10 dag suszonych  grzybów
  • ćwierć kostki masła
  • wielka posiekana drobno cebula
  • sól, pieprz
Grzyby namaczamy na noc w wodzie a w dzień gotujemy około pół godziny i mielimy przez maszynkę do mięsa. Serduszka i żołądki wkładamy do lekko osolonego wrzątku  i gotujemy godzinkę, odcedzamy a do pozostałej wody wkładamy płucka i gotujemy 20 min, uważając, bo kipią dziady. Trzeba ze dwa razy odszumować. 
Cebulkę wrzucamy na rozgrzane masło i szklimy, podajemy wątróbkę i przesmażamy na złoto. Cały farsz mielimy przez maszynkę do mięsa, dodajemy grzyby i doprawiamy solą oraz porządnie pieprzem.

Z rozwałkowanego ciasta wykrawamy nieduże kółka. Pierożki z podrobami im mniejsze tym lepsze. Kleimy zgrabne pierożki i wrzucamy partiami na osoloną wrzącą wodę. Gotujemy jak i wszystkie inne...3 minuty od wypłynięcia, jeśli są do zjedzenia na już, a 1 minutę jeśli są do mrożenia.



Jeśli jest karnawał, a mówimy o tradycjach staropolskich nie może się on odbyć bez bigosu.
Pierwotnie tego słowa używano do określania sposobu siekania, nieco później nazywano tak galaretę z siekanego mięsa. W XVIII była to już potrawa z gotowanej kapusty i siekanego mięsa. Od XVII wieku słowo było używane również w szerszym znaczeniu jako siekanina, a w znaczeniu przenośnym mówiono: "bigosować" w bójce, czyli: siekać na drobne kawałki (np. szablą).

Według autorów niemieckiej książki kucharskiej słowo „bigos” miałoby być pochodzenia łacińskiego i oznaczać „dwa smaki”. Pierwszy człon tego wyrazu „bi” oznacza „podwójny”, a drugi człon „gos” pochodzi od „smak”. Tymi dwoma smakami miałyby być stanowiące podstawę bigosu kiszona kapusta i świeża, biała kapusta. 


I RECEPTA OSTATNIA NA DZISIAJ, CZYLI STAROPOLSKI BIGOS WAĆPANI AGI S.

  • 1.5 kg kwaszonej kapusty
  • pół kilograma słodkiej kapusty, drobno poszatkowanej
  • kilka pomidorów obranych ze skóry
  • 10 dag suszonych grzybów
  • szklanka wina czerwonego
  • litr rosołu
  • 2 pokrojone w kostkę marchewki
  • 25 dag żeberek
  • 40 dag wołowiny gulaszowej
  • 30dag wędzonej kiełbasy
  • kość wędzona lub wędzone żeberko
  • 20 dag pieczarek, pokrojonych w ćwiartki
  • 1 spora posiekana cebula
  • 3 łyżki smalcu ze skwarkami
  • sól
Przyprawy: ziele angielskie, kilka ziaren jałowca, liść laurowy-kilka sztuk, szczypta kminku , szczypta cząbru, tymianku, 3 gałązki rozmarynu, pieprz cały i mielony.


W porządnym garze rozgrzewamy smalec i szklimy cebulę. Dodajemy przyprawy i smażymy je 3 minuty. Wrzucamy mięso wołowe, pokrojone w kostkę i porządnie przesmażamy.Solimy mięso- około pół łyżki soli. Dodajemy kapustę, jedną i drugą, grzyby i resztę składników.Zalewamy winem i bulionem. I dusimy. Zagotowujemy, zmniejszamy gaz i dusimy około 3 godzin, mieszając co jakiś czas. Bigos najlepszy jest odgrzewany, chyba jako jedyna potrawa na świecie. Jest wiele szkół gotowania tego specjału. Odparowują wino lub nie, przesmażają mięsa lub nie...Najważniejsze jest, aby było kilka gatunków mięsa. Aby wydobyć smak przypraw. Aby kapusta była mięciutka i nabrała szlachetnego koloru bursztynu. Aby kawałki mięsa były za małe bo się rozpadną i wyjdzie raczej budyń. Aby zrobić taki bigos, który lubimy..bo każdy ma swój własny bigosowy smak.




Na zakończenie wspomnę tylko pewien bigos, który przyrządzałam na 30-te urodziny męża mojej koleżanki z Wrocławia. Urodziny miały być wielką niespodzianką i były składkowe. To znaczy nie finansowo ale roboczo. Ela zdobyła w tajemnicy przed mężem składniki i obdzieliła praca pół hotelu asystenta. Przyjęcie miało być na ponad dwadzieścia osób. Mi przypadło ugotowanie szwedzkich klopsików z trzema sosami oraz wspomnianego powyżej bigosu. Obdzwoniłam pół tuzina innych znajomych w poszukiwaniu jakiejś kadzi do mieszania tego ustrojstwa. Miałam co prawda cztery wielgaśne gary ale nic mi nie wychodziło. Za każdym razem proporcje były inne- w jednym same żeberka w innym sama kapucha.
Zrezygnowana zajęłam się organizacja własnego ogniska domowego i z pomocą przyszedł mi mój ośmiomiesięczny wtedy Kubuś. Wymieszaliśmy bigos elegancko w wanience do kąpieli, rekami, mając przy tym oboje niesamowitą zabawę.

A na koniec ciekawostka z zeszłego roku. W przygotowanym specjalnie dla wielbicieli tego dania, Święcie Bigosu w Niedrzwicy Kościelnej, roku pańskiego 2011 pochłonięto aż 1.2 tony tego specjału.
Do uczty przygrywała kapela Niebograj oraz Zespół Pieśni i Tańca Jawor. I mnie tam nie było.........((((



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz