poniedziałek, 30 stycznia 2012

Mazury i tym podobne...na ryby..na ryby...


Dziś moja druga połowa ma wolne i znowu jest na rybach. Co tam łowi albo jeszcze inaczej, po co tam chodzi, jedno licho wie. Wraca zmarznięty, głodny, mimo pochłonięcia sporej wałówki i z reguły w złym nastroju. A to molo zamknęli, a to odpływ był, a to fale za duże, a to foki grasują i nie ma ryby...........Ale w najbliższym wolnym dniu i tak leci na seafront, pełen wstępujących od nowa nadziei na połów życia.

Ja już wróciłam z centrum, totalnie zresztą skołowana i popijając ciepła herbatę wspominam sobie czasy moich przygód nad jeziorami. Czasy z pierwszym ex-mężem, który w swojej kadencji utopił już niejedną wędkę, łódkę, coś mu zawsze zeżarło zanętę, przynętę, zaspał i ktoś mu te zanęcone wyłowił itp, 

Rybo-branie było nędzne. Plotki, leszcze okonki. Raz jeden trafił się sum. Amatorem moknięcia w chaszczach o 4-tej rano jakoś nie jestem. Aczkolwiek przygód związanych z tymi wypadami było co niemiara.

Moja druga połowa ściągnęła sobie z jakiegoś portalu symulator wędkowania i ciężko znerwicowany, że mu nawet w necie nie idzie, popija drugie już piwo z dosyć niewyraźną miną-:)))

FILETY Z OKONIA W SOSIE
  • 60 dag filetów z okonia
  • kilka łyżek masła, sól, pieprz
  • sok z 1 cytryny
  • 250 ml śmietanki 30%
  • łyżka łagodnej musztardy
  • łyżka musztardy francuskiej
  • łyżka chrzanu
  • posiekany koperek do posypania

Filety posolić, posypać pieprzem, obsmażyć na szybko na rozgrzanym maśle. Skropić sokiem z cytryny. W rondelku podgrzać śmietankę, dodać musztardy, chrzan. Sosem zalać ułożone w naczyniu do zapiekania lub na patelni filety, poddusić 10 min, posypać koperkiem. 

Jednym z ciekawszych wspomnień, był nasz pobyt na Mazurach, w miejscowości Rydzewo. Własny obóz dla chętnych rozpocząć przygodę z deską miała tam Politechnika Wrocławska. warunki były spartańskie, wojskowe namioty, kibelek w lesie lub w knajpie obok, aczkolwiek czynnej do 23-ciej. Trzeba było wyregulować sobie odpowiednio pęcherz lub broń boże nie spożyć piwa na wieczór. 

Obozy były 14 dniowe. Siedziałam tam z małym wówczas, rocznym Dawidem, nieraz przez kilka turnusów. Jeden z tychże turnusów zapadł mi głęboko w pamięć, gdyż zagościła na nim pewna pani z Krakowa. Pani owa zaczynała tam właśnie przygodę z deską, która dla niej kończyła się zawsze w jeden sposób. Z ośrodka kilometr dalej przychodził pan dozorca, pytając, czy ta pani, która zwichrowała do nich w trzciny jest może od nas [potem już nie pytał-:)]. A pan Włodek, nasz instruktor i opiekun wsiadał na łódkę i wiosłował [strefa ciszy], w poszukiwaniu zaginionej deski.  pani z Krakowa, szczęśliwa, ze odnalazła się wraz z deską, rozpoczynała swoją przygodę kolejnego ranka. za każdym razem kończyło się tak samo.





PIECZONY FILET Z PSTRĄGA

  • kilogram ładnego fileta z pstrąga
  • Marynata:
  • 3 łyżki oliwy
  • 2 łyżki tartej bułki
  • 1 łyżka miodu lub syropu klonowego
  • szczypta imbiru
  • łyżka koperku
  • 1 małe jajo
  • 1-2 ząbki czosnku drobno pokrojonego
  • łyżeczka soku z cytryny lub limonki
  • sól
  • kilka suszonych żurawin lub borówek
  • pieprz biały
Pstrąga lekko natrzeć sola. z reszty składników zrobić pierzynkę- zmieszać je wszystkie razem i nałożyć na łososia. Ułożyć go w wysmarowanym masłem naczyniu i schować w chłodne miejsce na minimum kilka godzin, najlepiej na noc. Zapiekać w tym naczyniu, po uprzednim odlaniu soku, który puścił wcześniej, w 180 st przez około 0.5h.

Trzy razy pod rząd spędzałam wakacje w Rucianem-Nida, w ośrodku Warszawskie Polfy. Kilometr od leśniczówki Pranie, nad niesamowitym rynnowym jeziorem Nidzkim.  Mekka wędkarzy i grzybiarzy. Pamiętam dzień, kiedy zbudzona okropnym wrzaskiem jakiegoś miejscowego ptactwa, zebrałam się nie budząc nikogo i poleciałam na grzyby. Pogoda miała być ładna, stwierdziłam że posuszę trochę na zapas.

Łaziłam bez sensu w te i wewte, skręciłam w lewo, w prawo...i tak dalej i znalazłam mały, zarośnięty jeżynami z przodu zagajnik. Przedarłam się przez te jeżyny, wlazłam w młodnik, przeszłam, cała obleziona pajęczynami pod gałązkami małych świerków i....wylazłam na rajską polanę. Boże, niczego takiego nie widziałam nigdy wcześniej i później na oczy. Na polanie...o 5-tej rano pasło się stadko saren, które patrzyły z zaciekawieniem i nawet nie od razu zwiały. A co najważniejsze, cała polana była w grzybach.!!!! I to jakich. Koźlarze, borowiki, ogromne, choć już robaczywe podgrzybki...znalazłam nawet dwa rydze~!!!

Zaopatrzona w jeden koszyk, nie miałam ich do czego spakować. Bóg chciał, że miałam na sobie czarne getry. jako miejscowy Mac-Gywer, ściągnęłam te getry, zawiązałam nogawki na dole i całe wypchałam grzybami-:)))))))). Na ośrodku Polfy, gdzie wszyscy dopiero leniwie budzili się do życia, zrobiła furorę.

Próbowałam to magiczne miejsce znaleźć kilkukrotnie. Kiedy, już z drugim ex-mężem, wróciła tam po kilku latach, zaciągnęłam go do lasu i próbowałam odtworzyć drogę. Nici. To było widać jak kwiat paproci...raz w życiu i tylko dla mnie.

SANDACZ TROCHĘ INACZEJ

  • 1 kg filetów z sandacza
  • 1 limonka
  • łyżka szczypiorku
  • odrobina czosnku niedźwiedziego
  • sól, pieprz cytrynowy
  • 5 łyżek masła już sklarowanego
  • ćwierć szklanki białego wina
  • śmietana 30% do zagęszczenia sosu
  • 2 dag mąki pszennej
  • kilka szyjek rakowych
  • olej rzepakowy dobrej jakości
  • maka do oprószenia ryby
Rybę natrzeć solą i pieprzem cytrynowym, oprószyć mąką lekko, przesmażyć z obu stron na patelni grillowej na niewielkiej ilości oleju. Zdjąć i przełożyć do naczynia żaroodpornego. Skropić sokiem z limonki. Na sklarowane masło wrzucić szyjki rakowe i podgrzewać kilka minut- tak aby masło nabrało smaku, podlać winem i redukować do połowy objętości na maleńkim ogniu. Wyjąć szyjki rakowe, dodać mąkę i śmietanę, zalać filety i zapiec w piekarniku, w 160 st przez 15 min. Posypać całość czosnkiem niedźwiedzim i szczypiorkiem.  

Na dziś kończę przygodę z Mazurami. Do tematu wrócę, a jakże. Ale zrobiła się już 21wsza a moja druga, wędkująca połówka głodna-:)))

 


1 komentarz: