Dziś moja druga połowa ma wolne i znowu jest na rybach. Co tam łowi albo jeszcze inaczej, po co tam chodzi, jedno licho wie. Wraca zmarznięty, głodny, mimo pochłonięcia sporej wałówki i z reguły w złym nastroju. A to molo zamknęli, a to odpływ był, a to fale za duże, a to foki grasują i nie ma ryby...........Ale w najbliższym wolnym dniu i tak leci na seafront, pełen wstępujących od nowa nadziei na połów życia.
Ja już wróciłam z centrum, totalnie zresztą skołowana i popijając ciepła herbatę wspominam sobie czasy moich przygód nad jeziorami. Czasy z pierwszym ex-mężem, który w swojej kadencji utopił już niejedną wędkę, łódkę, coś mu zawsze zeżarło zanętę, przynętę, zaspał i ktoś mu te zanęcone wyłowił itp,
Rybo-branie było nędzne. Plotki, leszcze okonki. Raz jeden trafił się sum. Amatorem moknięcia w chaszczach o 4-tej rano jakoś nie jestem. Aczkolwiek przygód związanych z tymi wypadami było co niemiara.
Moja druga połowa ściągnęła sobie z jakiegoś portalu symulator wędkowania i ciężko znerwicowany, że mu nawet w necie nie idzie, popija drugie już piwo z dosyć niewyraźną miną-:)))
FILETY Z OKONIA W SOSIE
- 60 dag filetów z okonia
- kilka łyżek masła, sól, pieprz
- sok z 1 cytryny
- 250 ml śmietanki 30%
- łyżka łagodnej musztardy
- łyżka musztardy francuskiej
- łyżka chrzanu
- posiekany koperek do posypania
Filety posolić, posypać pieprzem,
obsmażyć na szybko na rozgrzanym maśle. Skropić sokiem z cytryny.
W rondelku podgrzać śmietankę, dodać musztardy, chrzan. Sosem zalać
ułożone w naczyniu do zapiekania lub na patelni filety, poddusić 10 min,
posypać koperkiem.
Jednym z ciekawszych wspomnień, był nasz pobyt na Mazurach, w miejscowości Rydzewo. Własny obóz dla chętnych rozpocząć przygodę z deską miała tam Politechnika Wrocławska. warunki były spartańskie, wojskowe namioty, kibelek w lesie lub w knajpie obok, aczkolwiek czynnej do 23-ciej. Trzeba było wyregulować sobie odpowiednio pęcherz lub broń boże nie spożyć piwa na wieczór.
Obozy były 14 dniowe. Siedziałam tam z małym wówczas, rocznym Dawidem, nieraz przez kilka turnusów. Jeden z tychże turnusów zapadł mi głęboko w pamięć, gdyż zagościła na nim pewna pani z Krakowa. Pani owa zaczynała tam właśnie przygodę z deską, która dla niej kończyła się zawsze w jeden sposób. Z ośrodka kilometr dalej przychodził pan dozorca, pytając, czy ta pani, która zwichrowała do nich w trzciny jest może od nas [potem już nie pytał-:)]. A pan Włodek, nasz instruktor i opiekun wsiadał na łódkę i wiosłował [strefa ciszy], w poszukiwaniu zaginionej deski. pani z Krakowa, szczęśliwa, ze odnalazła się wraz z deską, rozpoczynała swoją przygodę kolejnego ranka. za każdym razem kończyło się tak samo.
PIECZONY FILET Z PSTRĄGA
- kilogram ładnego fileta z pstrąga
- Marynata:
- 3 łyżki oliwy
- 2 łyżki tartej bułki
- 1 łyżka miodu lub syropu klonowego
- szczypta imbiru
- łyżka koperku
- 1 małe jajo
- 1-2 ząbki czosnku drobno pokrojonego
- łyżeczka soku z cytryny lub limonki
- sól
- kilka suszonych żurawin lub borówek
- pieprz biały
Pstrąga lekko natrzeć sola. z reszty składników zrobić pierzynkę-
zmieszać je wszystkie razem i nałożyć na łososia. Ułożyć go w
wysmarowanym masłem naczyniu i schować w chłodne miejsce na minimum
kilka godzin, najlepiej na noc. Zapiekać w tym naczyniu, po uprzednim
odlaniu soku, który puścił wcześniej, w 180 st przez około 0.5h.
Trzy razy pod rząd spędzałam wakacje w Rucianem-Nida, w ośrodku Warszawskie Polfy. Kilometr od leśniczówki Pranie, nad niesamowitym rynnowym jeziorem Nidzkim. Mekka wędkarzy i grzybiarzy. Pamiętam dzień, kiedy zbudzona okropnym wrzaskiem jakiegoś miejscowego ptactwa, zebrałam się nie budząc nikogo i poleciałam na grzyby. Pogoda miała być ładna, stwierdziłam że posuszę trochę na zapas.
Łaziłam bez sensu w te i wewte, skręciłam w lewo, w prawo...i tak dalej i znalazłam mały, zarośnięty jeżynami z przodu zagajnik. Przedarłam się przez te jeżyny, wlazłam w młodnik, przeszłam, cała obleziona pajęczynami pod gałązkami małych świerków i....wylazłam na rajską polanę. Boże, niczego takiego nie widziałam nigdy wcześniej i później na oczy. Na polanie...o 5-tej rano pasło się stadko saren, które patrzyły z zaciekawieniem i nawet nie od razu zwiały. A co najważniejsze, cała polana była w grzybach.!!!! I to jakich. Koźlarze, borowiki, ogromne, choć już robaczywe podgrzybki...znalazłam nawet dwa rydze~!!!
Zaopatrzona w jeden koszyk, nie miałam ich do czego spakować. Bóg chciał, że miałam na sobie czarne getry. jako miejscowy Mac-Gywer, ściągnęłam te getry, zawiązałam nogawki na dole i całe wypchałam grzybami-:)))))))). Na ośrodku Polfy, gdzie wszyscy dopiero leniwie budzili się do życia, zrobiła furorę.
Próbowałam to magiczne miejsce znaleźć kilkukrotnie. Kiedy, już z drugim ex-mężem, wróciła tam po kilku latach, zaciągnęłam go do lasu i próbowałam odtworzyć drogę. Nici. To było widać jak kwiat paproci...raz w życiu i tylko dla mnie.
SANDACZ TROCHĘ INACZEJ
- 1 kg filetów z sandacza
- 1 limonka
- łyżka szczypiorku
- odrobina czosnku niedźwiedziego
- sól, pieprz cytrynowy
- 5 łyżek masła już sklarowanego
- ćwierć szklanki białego wina
- śmietana 30% do zagęszczenia sosu
- 2 dag mąki pszennej
- kilka szyjek rakowych
- olej rzepakowy dobrej jakości
- maka do oprószenia ryby
Rybę natrzeć solą i pieprzem
cytrynowym, oprószyć mąką lekko, przesmażyć z obu stron na patelni
grillowej na niewielkiej ilości oleju. Zdjąć i przełożyć do naczynia
żaroodpornego. Skropić sokiem z limonki. Na sklarowane masło wrzucić
szyjki rakowe i podgrzewać kilka minut- tak aby masło nabrało smaku,
podlać winem i redukować do połowy objętości na maleńkim ogniu. Wyjąć
szyjki rakowe, dodać mąkę i śmietanę, zalać filety i zapiec w
piekarniku, w 160 st przez 15 min. Posypać całość czosnkiem niedźwiedzim
i szczypiorkiem.
Na dziś kończę przygodę z Mazurami. Do tematu wrócę, a jakże. Ale zrobiła się już 21wsza a moja druga, wędkująca połówka głodna-:)))
Rewelacja:))))
OdpowiedzUsuń